Dziś przebiegłem 40 kilometrów po 2’47 ze średnim tętnem 321 uderzeń na minutę ale nie patrzyłem na prędkość tylko na kadencję, która wyniosła 197 kroków na minutę. Czy to był zły trening czy dobry ? A może to był mega zajebisty (zauważyłem, że jest przyzwolenie na korzystanie z tego słowa i nie jest ono – chyba – już wulgaryzmem). Tak, to był dobry trening, ale nie… to był zły trening ktoś powie, bo tak się nie trenuje. Tak się nie trenuje, bo to polska szkoła treningowa a nie kolumbijska, która jest lepsza od hiszpańskiej i tam nie biega się rozbiegań po 4 minuty na kilometr, ale po 2’30… ogień z tyłka. A może lepsza jest szkoła maoryska, gdzie biega się po treningu tempowym ósmy zakres ? Tak… to jest najlepsza szkoła treningowa, bo według najnowszych badań prowadzonych przez afrykańskich „fizjonomów” ten trening daje najlepszy efekt, pod warunkiem że tempo pobiegnie się w piątek a nie w środę po pracy…
Tak to z grubsza wygląda. Od jakiegoś czasu jest taka właśnie polemika na FB między zawodowcami, którzy biegają wolniej niż PRO triathloniści po mocnym pływaniu, bardzo mocnym rowerze… ale coś tam biegają. Ledwo łamią te marne 30 minut, no ale łamią. Nie żebym z nich szydził, bo w życiu tyle nie biegałem, nie będę biegał i takim tempem raz pobiegłem i to przypadkiem 3 km (8’58) i miałem dość, no ale z czym do świata ? Fajnie, że poziom polskich biegów idzie w dół, znaczy się w górę… spada po równi pochyłej i nikt nic wartościowego nie może nabiegać, ale… przynajmniej sport amatorski przez duże A dość mocno się rozwija.
Dlaczego nie mamy wyników w biegach długich, to temat na grubszy wpis, który kiedyś się pojawi, oczywiście będzie to spojrzenie z mojego punktu i nikt nie musi się z nim zgodzić, ale niekiedy prawda boli i dość mocno gryzie w zadek… ale jak to się mówi. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… ale dla ścisłości, RP od 3 000 m do 100 km wyglądają tak: 3 000m – 07.42,40 > 1974 r., 5 000 m – 13.17,69 > 1976 r., 10 000 m – 27.53,61 > 1978 r., Półmaraton – 01:01.34 > 2000 r., Maraton – 02:07.39 > 2012 r., 100 km – 06:22.33 > 1995 r. Czy i kiedy ktoś te rekordy pobije ? Niestety nie sądzę. Według mnie, co powtarzam od kilku lat, najbliższy do połamania jest rekord Św. Piotrka Gładkiego w połówce a poprawić może go… jak to się mówi „żadnych nazwisk!”…
Zrobiła się teraz moda na trenowanie i doradzanie no i się zaczęło… Zaczęła się polemika, czy polska szkoła treningowa jest spoko, czy nie jest spoko. Czy trening Trenera Nadolskiego jest lepszy od treningu Trenera Motyla a może Szwecowa… Kilka a nawet kilkanaście razy usłyszałem od „PRO” hmmm…, że taki stary polski trening jest do bani i tak świat nie biega. Że należy iść z nowymi trendami, bo one są jedyne słuszne i tak trenuje wyczynowy świat. Owszem, należy to śledzić, obserwować i mądrze z tego korzystać, ale czy nasza stara polska szkoła treningowa, np. szkoła Trenera Mulaka była zła ? Była, jaka była. Jednemu leżała a drugiemu już nie. Jeden robił na niej wyniki i będzie robił a drugi się zatrzyma w miejscu i będzie potrzebował czegoś innego, więc pojawi się pytanie – czego potrzebuje i co w treningu zmienić. Pamiętajmy jeszcze o jednym, o adresatach tego treningu, czyli o amatorach. O pracujących amatorach mających rodziny, obowiązki, pracę itp. Ambicja tu powinna grać drugie, jak nie trzecie skrzypce.
W swojej karierze (pseudo) wyczynowej miałem 10 trenerów. Dziesięciu. Kilku z nich miało podobną wizję treningu, kilku z nich zupełnie inną. Niektórzy szli za duchem czasu i katowali mnie tempem, bardzo intensywnymi bodźcami, które prowadziły do kontuzji i przeciążeń, chociaż sugerowałem że tak może być… a na innym treningu zatrzymywałem się na jakimś poziomie i za przysłowiowe Chiny ludowe nie szło nic do przodu. Trzeba było coś zmieniać i szukać nowych rozwiązań a nie brnąć w schemat… wtorek tempo, piątek tempo, niedziela maraton run bo tak mówi trener z Mandżurii. Przerabiałem na sobie kupę różnego treningu i niestety u mnie sprawdza się stary schemat. Tak… biegam rozbiegania po 5’00/km co jest dla wielu śmieszne, ale pobiegłem maraton w 2:29 będąc przygotowanym na 2:27… dlaczego nie wyszło? Bo na wynik w maratonie składa się wiele czynników, niezależnych od formy, ale nie istotne. Biegając rozbiegania w takim tempie, opierając trening na starej polskiej szkole biegowej, biegając drugie zakresy, chociaż wg niektórych są one bez sensu… biegając dużo siły potrafiłem na półtora tygodnia przed maratonem pobiec trening w butach, na ulicy: 1 km w 3’15 + 10 x 200 m po 31-32” + 1km w 2’46 ! Co jak na pracującego amatora, maratończyka jest chyba dobrym wynikiem.
Do czego piję. Do tego, że nie ma jednej słusznej zajebistej metody treningowej. Inaczej będzie trenował Kipchoge a inaczej Zenek kulejący maraton w 2:11. Czy jak Zenek będzie trenował, jak Kipchoge pójdzie do przodu ? Nie wiem i nikt nie wie. Czy jak któryś z moich podopiecznych będzie trenował, jak ja będzie biegał tak samo, chciałem napisać …szybko… hahahahaha…. Jak ja ? Nie wiem i nie wie tego nikt. To jest właśnie piękno treningu sportowego i naszego organizmu, że każdy inaczej reaguje na bodziec. Każdy inaczej się regeneruje i każdy potrzebuje więcej lub mniej specjalistycznego treningu. Na jednego działa siła biegowa biegana po treningu tempowym a na innego działa szybka 30 stka biegana po zawodach. Należy jednak mieć jedno na uwadze. Często i gęsto jest tak, że po pewnym czasie dany bodziec przestaje już działać i trening staje w miejscu… Widać to doskonale po „PRO”sach, gdzie jeden zawodnik przechodzi ze szkoły treningowej Pana Zenka do Pana Mariana i po 3 letniej stagnacji biegnie 1:40 w maratonie przy upalnej tropikalnej pogodzie na górskiej trasie.
Reasumując… ilu trenerów, tyle szkół treningowych i nie ma jednej słusznej i skutecznej w 100%. Na jednego działa to, na drugiego tamto i nie można wszystkich wrzucać do jednego worka z napisem „trening miszczuf – 200 % skÓteczności”.
Przerobione na własnej skórze.
aha… najważniejsze, tak czy siak, zawsze i tak META ZWERYFIKUJE WSZYSTKO !