2024 w telegraficznym skrócie

34, 609, 2954, 37, 442, 201. Zlepek mało znaczących cyfr, ale to najprostsze i najbardziej statystyczne podsumowanie mojego biegowego 2024 roku. Był to mój 34. sezon biegowy, w którym przebiegłem 609 km więcej niż w 2023 roku. Łączna liczba pokonanych kilometrów wyniosła 2954. W minionym roku wystartowałem 37 razy, pokonując łącznie 442 km, a moje 44-letnie serce osiągnęło maksymalną wartość 201 uderzeń na minutę. Zapraszam na telegraficzne podsumowanie minionego roku.

Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu – Mark Twain

STYCZEŃ

Nowy rok tradycyjnie rozpoczął się od zgrupowania runpassion.pl TEAM w Szklarskiej Porębie. Zacna ekipa przyjechała do mekki polskiego maratonu, by porządnie potrenować i solidnie się zmęczyć. Tak właśnie było. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty, a na deser wystartowaliśmy w II Biegu Pościgowym runpassion.pl TEAM. W styczniu wystartowałem dwa razy, ale nie forsowałem się zbytnio. Taktycznie, na miejsce, bez zbędnych ruchów. Wyszło dobrze. Trochę eksperymentowałem w treningach, wprowadzając intensywne akcenty, jak 10 × 200 m na stadionie. Był to sprawdzian, czy nadal potrafię zmusić się do szybszego biegania. Sprawdzian wyszedł pozytywnie i byłem miło zaskoczony. 

LUTY

Luty upłynął pod znakiem Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego, do którego oczywiście nie byłem przygotowany. Przed startem nie przebiegłem żadnej trzydziestki, więc byłem ciekawy, czy dam radę. Na szczęście nie usłyszałem Anielskiego Orszaku. Bawiłem się świetnie, chociaż na końcówce trochę się wynudziłem. Ultra to jednak nie moja bajka, chociaż ZUK nie do końca podpada pod typowe biegi ultra. Treningowo zrobiłem kilka ciekawych akcentów: na stadionie 100-200-300-400-400-300-200-100 m, 5 × 300 m oraz rozpędzane 5 km podczas konferencji biegowej w Poznaniu. Tam idealnie się przepaliłem i każdy kolejny trening wychodził coraz lepiej.

MARZEC

W marcu zacząłem więcej startować i mocniej deptać. Wystartowałem cztery razy, w tym dwa razy w biegach na orientację. Intensywne treningi zaskoczyły, co było dobrym prognostykiem przed wiosennymi startami. Musiałem jednak poprawić orientację, wybór wariantów i czytanie mapy, bo momentami było to bardziej bieganie na oślep niż biegi na orientację.

 

KWIECIEŃ

Udało mi się wyskoczyć na kilka dni na Spitsbergen i wystartować w zawodach. Razem ze mną na starcie stanęła mistrzyni Justyna Kowalczyk – co prawda na dwukrotnie dłuższym dystansie. Wziąłem udział w Svalbardskimarathon, ale wybrałem połowę dystansu i dobrze zrobiłem. Wygrałem swoją kategorię wiekową (w której byłem jedynym przedstawicielem), a bawiłem się wyśmienicie. W trakcie wyjazdu na East Coast spotkaliśmy trzy niedźwiedzie polarne: matkę z dwójką młodych. Mam szczęście do tego miejsca – w 2016 roku również widziałem tam sześć niedźwiedzi. Treningowo zrobiłem mocny akcent z Radkiem: 10 × 1 km, z czego większość poniżej 3:30/km. Weszło pięknie. 

MAJ

3 maja w Sztumie moje 44-letnie serce wkręciło się na 201 uderzeń na minutę podczas zawodów w temperaturze 34 stopni w słońcu. Czułem się, jakbym wyszedł z pralki, a na mecie prawie zwymiotowałem. W maju wystartowałem cztery razy i wygrałem jeden bieg. Wykonałem kilka dłuższych rozbiegań z przewyższeniami przed czekającymi mnie w czerwcu zawodami na Babiej Górze, gdzie kilku chłopaków z teamu chciało mnie sprawdzić. 

CZERWIEC

Głównym startem był Ultramaraton Babia Góra na dystansie 21 km, z ponad 1700 m w górę. Było zacnie, solidnie i epicko. W czerwcu wystartowałem sześć razy, w tym pięć razy w biegach na orientację. Mazury Cup upewniły mnie, że BnO to jest to – las to las i nie ma dyskusji. 

LIPIEC

Lipiec to chaos i wpierdziel w Sudetach. Miało być pięknie, a wyszła „dupa w krzakach”. Zakręciłem się jak muszla ślimaka, ale odrobiłem kolejną lekcję. Wystartowałem pięć razy. Dzień po 44. urodzinach zrobiłem trening 6 × 1 km z czasami od 3:32 do 3:19. To był dobry miesiąc. 

SIERPIEŃ

W sierpniu zaliczyłem sześć startów w lesie, w tym jeden bezbłędny. Pokazał mi, że gdy się skupię, mogę spokojnie wygrywać. Chaos w głowie oznacza jednak porażkę już na starcie. Treningowo zrobiłem kilka mocnych akcentów: 20 km na Czarnej Drodze po 4:06/km oraz 5 × 2 km, gdzie ostatni odcinek kończyłem po 3:29. Moc przyszła, ale trzeba było ją okiełznać. 

WRZESIEŃ

Wrześniowy sprawdzian formy to Bieg Westerplatte – zgodnie z założeniami treningowymi pobiegłem 37:45. Pierwsze 5 km spokojnie, kolejne szybciej. Największym wyzwaniem był jednak Diablak Skyrace – 23 km i 1920 m w górę. Solidnie się sponiewierałem. Kolejne starty w październiku miały zweryfikować wszystko. 

PAŹDZIERNIK

Po dobrym starcie w City Trail w Gdańsku nadszedł czas na esencję – Ultra Kotlinę. Wygraliśmy kategorię męską, zajmując drugie miejsce w klasyfikacji open. Tydzień później, na Mistrzostwach Polski w Długodystansowym BnO, poległem po całości – zmęczenie fizyczne i psychiczne zrobiło swoje. 

LISTOPAD

Organizm powiedział: dość. Łydka się zbuntowała, pojawiły się przeciążenia i zmęczenie materiału. Skurcz na mecie jednego z biegów podsumował moje wybryki. Po starcie zacząłem aktywny odpoczynek i… hodowlę brzucha. Tego było mi trzeba i wyszło mi to na dobre. Brzuch o dziwo nie urósł, a wskazówka wagi pokazywała cały czas oczekiwane wartości.

GRUDZIEŃ

W grudniu wróciłem do regularnych treningów. Zacząłem siłę biegową, crossy, rozbiegania i treningi z mapą oraz kompasem. Wjechały dwa jakościowe akcenty uliczne. Był to dobry miesiąc, podczas którego rozpocząłem przygotowania do dwóch najważniejszych startów w pierwszym półroczu: Everest Marathon oraz… No właśnie. Oraz czego? Kto wie, co oznacza mem z kotem, wie o co chodzi, a kot w tym przypadku ma wiele znaczeń.

Każda sekunda, która mija, jest szansą, by zrobić krok naprzód. W sporcie i w życiu liczy się nie to, ile czasu masz, ale co z nim zrobisz. Działaj teraz, bo zegar nigdy się nie zatrzymuje – autor nieznany.

2025-01-14T17:16:51+01:0014/01/2025|Motywacja, Podróże, Polecane, Starty, Trening|