To był dziwny rok. Rok pełen skrajnych emocji. Rok, który z jednej strony chciałbym jak najszybciej wykasować z pamięci, a z drugiej chciałbym go zapamiętać na zawsze. To był bardzo trudny i jednocześnie piękny rok. Był ból, cierpienie, smutek, łzy a jednocześnie łzy szczęścia i nieopisana radość. To był rok pełen nauki, przemyśleń i szukania siebie. To był rok podążania swoją obraną drogą, rok czytania znaków, szukania odpowiedzi na wiele pytań i dogłębnych, czy nawet filozoficznych rozważań nad wieloma sprawami…To był przełomowy rok i tak go odbieram.
„Nie jest ważne, co przydarza ci się w życiu. Ważne jest, jakie przypisujesz temu znaczenie”.– Robert Kiyosaki.
Objętościowo, bo wielu z nas lubi cyferki, ten rok wypadł bardzo mizernie. Wyszło tyle, ile normalnie robiłem w 4 zimowe miesiące szykując się do maratońskich zmagań. Licznik w gremlinie pokazał całe 2138 km, czyli 38 km mniej niż w 2021. Jak widać biegałem bardzo mało, ale swoje rekordy życiowe już dawno ustanowiłem i nie grozi mi ich pobicie. Ba, powiem, że nawet nie zamierzam się do nich zbliżać, bo ten etap mam już za sobą. Poszperałem w starych dzienniczkach i wygrzebałem takie dane. Maksymalna tygodniowa objętość, jaka pokonałem wyniosła 222 km (2004 r.), w miesiąc pokonałem najwięcej 722 km (2012 r.) oraz 5491 km w rok (2012 r.). Życiówek też już nie poprawię, a 8:58 na 3 km (2003 r.), 15:49 na 5 km (2010 r.), 32:41 na 10 km (2012 r.), 1:11:47 (2010 r.) w półmaratonie oraz 2:29:34 (2012 r.) w maratonie w zupełności mnie satysfakcjonują. Po 20 latach na maratońskim froncie w końcu powiedziałem „dziękuję”, więc słowo „przełomowy” idealnie do minionego roku pasuje.
Mój 32. biegowy sezon w telegraficznym skrócie wyglądał tak.
Styczeń 274 km
Po grudniowym urlopie w Tanzanii wróciłem do polskiej rzeczywistości z postanowieniem pożegnania się w czerwcu z królewskim dystansem. Zalanowałem sporo startów w lesie, czyli nakreśliłem drogę i ustaliłem cele na nowy sezon. Po drodze zająłem drugie miejsce na 10 km w Zimowym Festiwalu Biegowym Ultra Way, zaliczyłem dwa fantastyczne wyjazdy z runpassion.pl TEAM. Pierwszy do Szklarskiej Poręby, drugi na Babią Górę. To taki nasz TEAMowy rytuał.
Jadąc na Babią Górę, na której to świętowaliśmy urodzenie Kacperka, syna Krzysia, dowiedziałem się od Iwony, że… Olaf jest w drodze i za 9 miesięcy zostanę tatą. Tak oto zaczął się ten szalony 2022 rok.
Luty 188 km
Miesiąc bez historii, który upłynął pod znakiem startów w City Trail, Nocnym Azymucie, powrocie do ćwiczeń na płotkach oraz walki z Achillesem. Nuda i stagnacja.
Marzec 245 km
Paskudny miesiąc, który chciałbym jak najszybciej zapomnieć. 14. marca odeszła nasza Kendra, co było ciosem od losu poniżej pasa.
Pod kątem sportowym wystartowałem w Nocnym Azymucie, w nowych zawodach na orientację, rozgrywanych na Wyspie Sobieszewskiej, czyli w Wyspa-O CUP oraz w Mistrzostwach Gdyni i Pucharze Pomorza w klasycznym i średniodystansowym BnO. Coś tam pobiegałem na ulicy, zrobiłem kilka fajnych treningów i dalej męczyłem płotki na stadionie. Zaczęło żreć i coraz lepiej się biegało, mimo że objętość tygodniowa oscylowała w granicy 40-60 km.
Kwiecień 260 km
Śmieszny miesiąc. Zacząłem w końcu po kilkunastu latach leczyć zatoki i po wdrożeniu terapii zacząłem na chwilę oddychać, co zaowocowało fajnym biegiem w Poznaniu, gdzie na luźnej nodze przebiegłem półmaraton po 4’00/km. Po tym starcie zacząłem treningi do czerwcowego maratonu. Mając z tyłu głowy zepsute Achillesy, przewlekłe zapalenie zatok nie mogłem szaleć. Postawiłem na intensywność i długie akcenty. Weszło na przykład 20 km w tym 16 km zmiennego w formie 1 km / 1 km, czy kolejne 20 km, gdzie głównym akcentem było 3 x 5 km. Sponiewierałem się na 4 x 3 km, gdzie ostatnią trójkę pobiegłem po 3’38/km. Na koniec miesiąca wystartowałem w Klubowych Mistrzostwach Polski w BnO, na które ostrzyłem sobie zęby. Niestety nie udało się, mimo że przez ¾ dystansu biegłem na medalowej pozycji. Na sztafetach nie wytrzymałem presji i znów medal przeszedł koło nosa.
Maj 232 km
Na Czarnej Drodze udało się pobiec dwa solidne akcenty. Było to 26 km, gdzie wplotłem 3 x 6 km. Po 4’09, 4’02 i 3’57 oraz 2 x 10 km po 4’10 i 3’57. W tygodniu, gdzie pobiegłem dyszki wystartowałem także w sobotę w BnO i w niedzielę poprawiłem dyszką w Toruniu w 39’08. Tam drużynowo rozbiliśmy bank i runpassion.pl TEAM zajął dwa miejsca na podium. Patrząc z daleka na moje wyczyny nasuwa się jedno słowo. Zwariował! Ale… musiałem zaryzykować, bo nie byłbym w stanie zrobić normalnego cyklu do maratonu, więc kombinowałem ile mogłem, a że znam siebie i wiem na co mogę to sobie pozwoliłem, a co tam. W maju jeszcze wystartowałem w Mistrzostwach Polski w BnO i w wiosennej wersji Festiwalu Ultra Way, którą wygrałem, czyli wstydu nie było.
Czerwiec 153 km
4. czerwca zakończyłem 20 lat trwającą przygodę z maratonem, zajmując 4. miejsce podczas Spitsbergen Marathon. To był bardzo dobry bieg, z którego w 110% jestem zadowolony, mimo że pudło przegrałem 2 km przed metą, na ostatnim podbiegu. Nigdy wcześniej nie biegałem w tak ekstremalnej pogodzie i nie mam tu na myśli zimna. Wiało 70 km/h, głównie w twarz do tego lało przez cały bieg a termometr pokazywał 1-2 C na plusie. Czas uzyskany na mecie to 3:05:35 i był to max, jaki w tych warunkach i na tej trasie mogłem osiągnąć. Przy optymalnej pogodzie pobiegłbym 2:55, czyli po 4’10, ale… to jest maraton i do tego Arktyka, więc meta pięknie zweryfikowała wszystko.
Odwiedziłem również kolejne miejsce z typu „muszę tam być”, czyli Ny-Ålesund.
Tydzień po maratonie zaliczyłem 4-ro dniówkę w BnO, którą ukończyłem na 3. miejscu, a w kolejnym drużynowo wygraliśmy triathlonową sztafetę na dystansie 1/8 IM.
Lipiec 132 km
W lipcu trzeba było zabrać się w końcu za Achillesy, które miały dość wszystkiego, a szczególnie mnie i moich wybryków. Pobiegłem jeszcze TriCity Trail na dystansie półmaratonu i zacząłem terapię ostrzykiwania kolagenem, która do przyjemnych nie należała. 10 zabiegów, czyli jakieś 80 wkłuć bardzo fajnie wpłynęło na elastyczność ścięgien i po ostatnim badaniu USG dostałem „zalecenie do uprawiania sportu”.
Sierpień 119 km
Zacząłem z grubej rury i bez kompromisów. Na początku miesiąca wystartowałem w nocnym biegu na 5 km, rozgrywanym w Gdyni. Piątkę pokonałem po 3’45/km praktycznie nie trenując a ruszając się. Domowa siłownia po raz kolejny zaprocentowała.
W sierpniu wystartowałem jeszcze dwóch 3-dniówkach w BnO, czyli w Pucharze Bałtyku i Grand Prix Pomorza. Było zacnie, ale czułem, że pod butem już nic nie zostało i nie było siły, żeby się ścigać. Co prawda na GPP wygrałem jeden etap, na Bałtyku raz byłem trzeci, ale to nie było to.
Z ciekawszych informacji, to mając 42. lata wkręciłem się na tętno 202 bpm.
Wrzesień 142 km
To był miesiąc oczekiwania na Olafa, który niespodziewanie postanowił przyjść na świat we wtorek, 20. września.
Październik 192 km
To był iście wyścigowy miesiąc. Zaliczyłem 6 startów. Puchar Pomorza w Średniodystansowym BnO, w Klasycznym BnO, City Trail, Mistrzostwa Polski w Długodystansowym BnO oraz Mistrzostwa Województwa Pomorskiego w Długodystansowym BnO i Mistrzostwa Gdańska w BnO. Tak, że ten. Zacnie. W MP w Longu byłem znowu 4., ale z takim bezformiem to było naprawdę dobre miejsce i wstyd byłoby narzekać.
Listopad 81 km
Nie, żebym nic nie robił, bo nawet raz wystartowałem w Botanicznej Piątce i nawet stanąłem na podium, ba nawet wygrałem swoją kategorię wiekową, ale bądźmy poważni. Na koniec miesiąca siłą rozpędu zaliczyłem CityTrail w Gdyni.
Grudzień 120 km
Troszkę się poruszałem, wyszedłem 3 razy na cross, zrobiłem kilka jednostek siły biegowej i postawiłem na sprawność i mobilizację, czego wynikiem było zwiększenie ruchomości w skręconym półtora roku wcześniej stawie skokowym.
Nie przedłużając. W 2022 roku przebiegłem 2138 km, wystartowałem 39 razy w zawodach, czyli tyle samo, co w 2021 roku, więc nudy nie było i nie mam co narzekać. W końcu zeszło ze mnie ciśnienie i po czerwcowym maratonie nabrałem jeszcze większego dystansu i luzu do tego, co robię. Ostatnie pół roku minęło pod hasłem „bo się bawić trzeba umieć” i mam nadzieję, że tak samo będzie w kolejnym, w którym na biegowych trasach swoje pierwsze kroki powinien postawić Olaf.
Jakie mam plany na ten rok? W marcu czeka mnie długo wyczekiwana operacja. Przewlekłe zapalenie zatok ciągnące się kilkanaście lat i przerost małżowin nosowych skutecznie potrafi uprzykrzyć życie o bieganiu nie wspominając.
Startowo? Jestem zapisany tylko na jeden bieg i nie jest to maraton, ale połówka. Oczywiście na Spitsbergenie, więc czerwiec spędzimy na wyspie. W każdym razie taki jest plan. Chciałbym sporo pobiegać w lesie z mapą i kompasem. Kalendarz imprez BnO jest bardzo rozbudowany, dlatego będzie w czym wybierać i gdzie jeździć.
Będzie się działo…
Radość że coś się zrobiło albo wzięło się w czymś udział, jest zawsze lepsza niż stanie z boku. Nie nalezy bać się śmieszności i porażki czy tego, że okażę się słabszym, że przegram na przykład w szachy. Jeśli wygram – to świetnie, jak przegram – trudno, nic się nie stanie, przynajmniej czas minie ciekawie. – Marek Kamiński